Po kilku bardzo intensywnych dniach jak w rollercoasterze, dziś dostałam sygnał zwolnij. Na szczęście nie zmusiła mnie do tego choroba (znasz to?), ani grom z jasnego nieba. Powiedziałabym, ze po prostu mój energiometr w organizmie pokazał wskaźnik – slow down.
Gdy jakiś czas temu usłyszałam o zarządzaniu energia, nie wywołało to we mnie żadnej ekscytacji. Raczej rozczarowanie. Znowu okazało się, ze ktoś zbadał i opisał coś, co robię i wypracowałam sobie swój system przez ostatnie lata. Po co zatem to zgłębiać, skoro i tak już wypracowałam to sama?
Niestety zostało to okupione niejedynym przegięciem na skali energetycznej, gdy dopiero choroba, kontuzja, totalne zmęczenie pokazywało już nie znak “slow down” ale “totalny alarm!”. I widzę, ze nie tylko u mnie się tak zdarzało.
Co zatem zmieniłam?
1. Po pierwsze: moje zdrowie jest najważniejsze. Prosty przykład: gdy miałam kontuzje w ciagu 1 godziny zorganizowałam zastępstwo na kolejne 2 tygodnie szkolen, których wydawało mi sie, ze nie zrobi nikt oprócz mnie.
2. Po drugie: dbam o siebie. No banał! Wiem.Ale ciagle widzę, ze wiele osob zapomina o takim podejściu do siebie.
Ciepła kurtka, sen, dobre jedzenie, wygodne buty i można by tak wymieniać.
3. Po trzecie: cykl flow, o którym pisałam ostatnio. Nie da sie być na ciągłym flow i choć jest ono cudowne, a jego spadek frustruje, to warto pamietać, że potem znów jest gorka. Im szybciej damy sobie luz, tym szybciej wrócimy na falę.
4. Po czwarte: wyrzuciłam ze słownika i życia słowo “samodyscyplina”. Dla mnie to tyle samo, co zmuszanie się, a ja nie chce nikogo do niczego zmuszać, to czemu mam zmuszać siebie?
Za to zastanawiam sie:
– co sie stanie jak tego nie zrobię dzis?
– A po co ja to chce zrobić?
– A jak to moge zrobić zeby mi sie chciało?
– W jakich warunkach bedzie mi sie chciało? Skutki tych odpowiedzi bywają rożne, ale zawsze są zgodne ze mną.
5. Po piąte: (związane z poprzednim) jak już cos robię to wiem, po co? Jak nie wiem, to nie robię.
6. Po szóste: szanuje siebie. Znowu banał, tak? A jednak jak często słyszę ze ktoś nie ma siły,ale idzie na spotkanie, bo już się umówił; robi projekt, który go męczy i okazał się zupełnie inny, ale obiecał itd.
A zarazem gdy przekładam spotkanie to okazuje sie ze komuś tez lepiej pasuje inny termin, a gdy kończę współpracę to okazuje sie, ze ktoś tez sie w niej męczył.
Tak czy inaczej to ze sobą spędzę resztę życia, wiec szacunek do innych i do siebie razem.
7. Po siódme: poznaje siebie.
Im lepiej znasz siebie, tym łatwiej i szybciej usłysz takie sygnały od swojego energiometru dlatego sama przerabiam tez swoją książkę “kim jesteś?” I zachęcam do dołączenia do mnie w tym i w grupie na fb “chce od życia więcej”, gdzie już jest kilka zadań omówionych, a w każdym tygodniu będzie nowy materiał.
Książkę znajdziecie w naszej księgarni online:
https://osmpower.pl/…/Kim-jestes-125-zadan-i-wyzwan%2C-…/209
8. Po ósme: zmieniam zadania.
Nie mam energii do siedzenia przy tekście, pójdę na spotkanie, obejrzę video, zrobię grafikę, porysuje albo sie nakarmię czymś dobrym. Dopasowuje to co mam robić do swojego poziomu energii i chęci.
9. Po dziewiąte: podejście f**k it!
Co w moim wykonaniu oznacza:
nie mam energii i motywacji, nie robię!
Takie to proste!
Zaraz ktoś napisze, że sie nie da, bo są zobowiązania, obietnice itp. Mnie powyższe punkty i sposób myślenia w nich zawarty pomaga tak działać.
Dzięki temu, gdy siadam do pracy, to cisne na maksa, choćby tylko godzinkę, ale gdy odpoczywam to też na 100%. No i mam energię i to cudne flow 🙂
(P.s. A tak przy okazji to nie dziwię się ze Anglicy są spokojniejsi i bardziej powolni, skoro na każdym kroku widza na ulicach znaki i napisy Slow down).